Kiedy pierwszy raz po wyjściu z domu, na ul. Kościuszki w Katowicach złapaliśmy stopa, kierowca zapytał – gdzie waść? – a my, że do Nowej Zelandii. Trochę popatrzył na nas jak na idiotów, ale kto tu teraz wychodzi głupio, jak my niemal 2 lata później dobijamy do celu?
Świętowaliśmy Nowy Rok na skraju Azji, w Timorze Wschodnim, kraju, do którego prawie nikt nie zagląda. To było coś wyjątkowego – spędzaliśmy naszego pierwszego Sylwestra w upale, zaraz po świętach pod palmą. Zaczynaliśmy kolejny rok w podróży i nie mieliśmy pojęcia gdzie ów rok nas poniesie. A poniósł nas hen – żegnamy go na Florydzie, znowu na plaży, znowu pod palmą!
To akurat plaża timorska. Na tutejszej się byczę bez aparatu.
Wiem. Wiem, że już od dawna się chcesz wybrać do Australii, Czytelniku drogi. Ja tu snuję opowieści, zarzucam Cię australijskimi zdjęciami i doskonale sobie zdaję sprawę, że sam byś się na tej plaży, co to ma mąkę zamiast piasku, rozłożył, spróbowałbyś swoich sił w tropieniu koali i przemierzył czerwone bezdroża Outbacku… Niby rada nasuwa się jedna – jedź! Ale ja się z choinki (ani z eukaliptusa) nie urwałam, bilety drogie, urlopu nie ma, trzeba się ratować inaczej. No to notuj pilnie, bo ja Ci teraz opowiem, jak zwiedzać Australię w Europie.
Z lekkim niepokojem rozejrzałam się dookoła. Nikt nikogo nie mordował. Nikt nie próbował odpalić czterdziestoletniej łady. Nikt nie rozpoczynał świniobicia.
BUUURRRRRZCHRRRRYYYR!!!
Spojrzałam w górę. Bingo. Na gałęzi eukaliptusa bujała się puchata kulka pluszu z frędzlami na uszach, wydając najmniej puchate, pluszowe i frędzlaste odgłosy w świecie przyrody.
Ten, po którym od razu wiesz, czy jest biegnące, chaotyczne, leniwe, kolorowe, przytłaczające, skromne, buzujące, organiczne, hipsterskie, vintage, czy nowoczesne. Czy płynie kawą, czy winem, czy kocha starocie, czy całe jest w szkle i błyszczy. Czy nocuje w wysokich hotelach, czy w butikowych pensjonatach, a może w przyczepach kampingowych? Czy mija przybysza w locie bez chwytania jego wzroku, czy go otula uroczą pierzynką gościnności.
Pierwszy oddech Melbourne mnie nie zawiódł, przedstawił sprawę najjaśniej, jak się dało.
„Cześć! Gdzie jedziecie? Nieważne, wsiadajcie! Na pewno na Great Ocean Road, prawda? O, a chcecie wpaść do mnie na herbatę? Pewnie, że chcecie, mam dobrą herbatę. Mieszkam w Port Campbell, wybieraliście się tam na pewno, przecież to początek Great Ocean Road, pewnie, że się tam wybieraliście! A wiecie co, bo ja dzisiaj wieczorem pracuję, ale to nic, rozgościcie się, nie będzie mnie ze trzy godziny, a chciałam jeszcze wcześniej podjechać do mamy, bo akurat po drodze, to znaczy prawie po drodze, tylko się zastanawiam, czy zdążę do pracy, mam na 18, to chyba nie zdążę, ale mama zrobiła zapiekankę, też byście zjedli! No to pojedziemy do mamy, nadrabiam tylko 15 minut w jedną stronę, aha, czyli pół godziny, to nie zdążę jednak, o, mama dzwoni, no cześć mamuś! Właśnie do ciebie jadę i mam ze sobą parę autostopowiczów! Skąd? Nie wiem, jeszcze nie pytałam, będziemy za chwilę, no to dobra, paaa, bo nie mogę rozmawiać. O, a tu mijamy moją ulubioną plażę, zawiozę was tu później, chociaż nie, bo później się będę spieszyć, to podjedziemy teraz.”
– Łoooo, wstawaj, mamy kangury pod oknem! – Piotrek przez lata związku doskonale opanował sztukę budzenia mnie. Sposób na kangury wypróbował po raz pierwszy, ale okazał się skuteczny.
– Żywe? – ziewnęłam i do połowy otwarłam prawe oko. Wolałam się upewnić. Na poboczach Stuart Highway, od Darwin aż po Adelaide było tyle potrąconych zwierzaków, że zaczynałam wątpić, czy w całej Australii jeszcze się jakieś ostały.
Mieszkała na samym środku pustyni i trochę jej było smutno i samotnie. Zdarzało się, że podskoczył do niej jakiś kangur, albo podpełzła jaszczurka, ale nikt nigdy nie zaprosił jej na urodziny ani nie wysłał kartki na święta.
Uwierzylibyście? Nasza podróż dookoła świata trwa już dwa lata!
Dwa lata, od kiedy przewróciliśmy swoje życie do góry nogami, wyszliśmy z domu, złapaliśmy stopa i tym stopem (oraz wieloma kolejnymi) przejechaliśmy dużo tysięcy kilometrów przez trzy kontynenty. Dwa lata przygód, anegdot, doświadczeń, odkryć kulinarnych, ale też dwa lata niewidzenia się z najbliższymi. Oj, działo się w tym roku! Opowiem Wam o Piotrka i moich naj momentach z tego roku podróży dookoła świata. A kto sobie chce przypomnieć momenty zeszłoroczne, to ten przycisk stanowi wehikuł czasu zaprogramowany na koniec lipca 2017.
Co się tu ostatnio działo: