Z lekkim niepokojem rozejrzałam się dookoła. Nikt nikogo nie mordował. Nikt nie próbował odpalić czterdziestoletniej łady. Nikt nie rozpoczynał świniobicia.
BUUURRRRRZCHRRRRYYYR!!!
Spojrzałam w górę. Bingo. Na gałęzi eukaliptusa bujała się puchata kulka pluszu z frędzlami na uszach, wydając najmniej puchate, pluszowe i frędzlaste odgłosy w świecie przyrody.
Ten, po którym od razu wiesz, czy jest biegnące, chaotyczne, leniwe, kolorowe, przytłaczające, skromne, buzujące, organiczne, hipsterskie, vintage, czy nowoczesne. Czy płynie kawą, czy winem, czy kocha starocie, czy całe jest w szkle i błyszczy. Czy nocuje w wysokich hotelach, czy w butikowych pensjonatach, a może w przyczepach kampingowych? Czy mija przybysza w locie bez chwytania jego wzroku, czy go otula uroczą pierzynką gościnności.
Pierwszy oddech Melbourne mnie nie zawiódł, przedstawił sprawę najjaśniej, jak się dało.
„Cześć! Gdzie jedziecie? Nieważne, wsiadajcie! Na pewno na Great Ocean Road, prawda? O, a chcecie wpaść do mnie na herbatę? Pewnie, że chcecie, mam dobrą herbatę. Mieszkam w Port Campbell, wybieraliście się tam na pewno, przecież to początek Great Ocean Road, pewnie, że się tam wybieraliście! A wiecie co, bo ja dzisiaj wieczorem pracuję, ale to nic, rozgościcie się, nie będzie mnie ze trzy godziny, a chciałam jeszcze wcześniej podjechać do mamy, bo akurat po drodze, to znaczy prawie po drodze, tylko się zastanawiam, czy zdążę do pracy, mam na 18, to chyba nie zdążę, ale mama zrobiła zapiekankę, też byście zjedli! No to pojedziemy do mamy, nadrabiam tylko 15 minut w jedną stronę, aha, czyli pół godziny, to nie zdążę jednak, o, mama dzwoni, no cześć mamuś! Właśnie do ciebie jadę i mam ze sobą parę autostopowiczów! Skąd? Nie wiem, jeszcze nie pytałam, będziemy za chwilę, no to dobra, paaa, bo nie mogę rozmawiać. O, a tu mijamy moją ulubioną plażę, zawiozę was tu później, chociaż nie, bo później się będę spieszyć, to podjedziemy teraz.”
Co się tu ostatnio działo: